Zaduszne wspomnienia

A kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba,
to nie daleko pies wyrusza.
Przecież przy tobie jest psie niebo,
z tobą zostaje jego dusza.

/Barbara Borzymowska/

Każdy kogoś pożegnał na zawsze. Życie to wieczne pożegnania. Choćbyś ciągle kogoś witał, to i tak za chwilę jest ten nieuchronny moment – pożegnanie.

Najtrudniejsze jednak są pożegnania najwierniejszych domowników, tych którzy na co dzień są częścią twojego życia – nasze psy ukochane, wierne, stanowiące o treści naszego domu.

–Jak pamiętam, w moim domu rodzinnym w Różankach, zawsze były psy. Ojciec je lubił, matka poważała i karmiła. Nie wszystkie były moją miłością, choć musiały nas dzieci, szczególnie traktować i tolerować. Aż do czasu.

– Kiedy miałem chyba z pięć lat Ojciec podarował mi szczeniaka, suczkę o imieniu Morwa. Była to taka powojenna mieszanka wilczura alzackiego z naszymi miejscowymi pieskami. Była wybitnie inteligentna. Niekiedy łapałem się na tym, że w myślach przekazywałem jej polecenia, a ona je wykonywała, nawet po jakimś czasie. Przeżyła ze mną najpiękniejsze, dziecięce i młodzieńcze lata. A kiedy nadszedł dla niej czas starości i udręki niemocy, pożegnała się ze mną w uroczysku leśnym i odeszła cicho z głową na moich kolanach. Jakże mam o niej nie pamiętać, gdy była częścią mojego życia? – pozostanie w mej pamięci na zawsze. Są twierdzenia, że psy widzą duchy zmarłych. Myślę, że to prawda.

–Gdy, po ciężkiej chorobie, odszedł mój Dunaj – wspaniały, brązowy Gończy Polski, niezwykle inteligentny, mądry i bardzo ukochany, Mura jego partnerka od dziecka, straciła chęć do życia. Nie jadła i nie piła. Leżała i ciągle patrzyła na brzózkę, pod którą go pochowałem. Czok, mały, dzielny jamnik, trochę ją zaczepiał, nie reagowała. Wierzcie, przez dwa tygodnie przeleżała bez jedzenia przy mogile Dunaja, bardzo tęskniąc i pewnie czując jego obecność.

-Przychodzą moje psy we wspomnieniach. Nie było ich znowu tak wiele, ale były częścią mojego życia.

–Fatima, cudowna suka, wyżeł niemiecki szorstkowłosy. Ze śmiertelnej nosówki wyleczyłem ją na własnej piersi. Przez siedemnaście lat służyła mi wiedzą łowiecką, niezwykłą kulturą, taktem, elegancją, pamięcią i nauką. Nie wstydzę się stwierdzenia, że uczył się łowiectwa od niej mój syn Jacek, szczególnie podczas polowań na ptactwo. Ja również od niej wiele nauk odebrałem. Teraz spoczywa obok Dunaja. I tak jest dobrze, tak być powinno, by domownicy po tym dziwnym przejściu do innego świata pozostali w domu. -W każdym starym domu mieszkają duchy przodków, w moim też. Mówię, że przyjazne, bo czasem chodzą wokół mnie i czuję je blisko. Czasem Czok budził się z drzemki i patrzył dziwnie, a ja wiedziałem, że jest tam któryś z domowników, może Dunaj? – bo dziwnie był spokojny. Albo może ktoś inny z domowych duchów? –W słotny, jesienny wieczór wspominam mojego foxteriera Dino, pieska z leśniczówki aż zza Radagoszczy. Wyrwany z lasu do miasta nie potrafił się przystosować i chował się biedny przed zgiełkiem i hałasem miejskim. Nie pomogła mu moja opieka i troska. Nie przeżył tęsknoty za naturą. Biedny wygnaniec z lasu. – Był tez Gabbi – koker spaniel. Uparciuch, który właściwie tylko mnie słuchał. Doskonały aporter ptactwa. Kiedyś, gdy mój syn Jacek terminował jako myśliwy, pojechaliśmy wiosną na piżmaki nad rozlewiska Warty w „Borach Lubuskich”. Po celnym strzale Jacka zaaportował piżmaka i płynął na skróty do brzegu. Po drodze była jednak przeszkoda, konar przez który nie mógł przeleźć. Byłby się utopił, bo piżmaka nie wypuścił. Jacek się rozebrał i poszedł po niego do lodowatej wody. Zapłacił za to poważnym przeziębieniem ale uratował psa. Na starość Gabbi dostał zaćmę na oczy, bardzo się męczył. -Trudno mi spamiętać wszystkie te chwile. Były w moim domu rodzinnym w Różankach Azory i Burki i był szczególnie ukochany przez mojego Ojca łaciaty Puszek, trochę terier, dla nas dzieci niezbyt ufny, kudłaty. Po śmierci Ojca nie mógł znaleźć sobie miejsca. Poszedł się skarżyć na zły los Ojcu na cmentarz. Zginął po drodze. Brat go pochował w miejscu wypadku Ojca. Pies ma potężną duszę, stworzoną do bezgranicznej miłości i poświęcenia, posłuszną i oddaną aż do końca. Często zaglądam w stronę grobów moich piesków i zagadam do niech: cześć Dunajcu, cześć Fatimurko, pogodę mamy piękną, jesień złocista, czas na łowy, a wy śpicie. Ale nie, przecież polujecie w krainie św. Huberta. Wspominam Aresa, ukochanego psa hasky mojej siostry Bożeny, który tak wiele wycierpiał od chorób i które go zmogły. Odszedł tak młodo. Wspominam pieski moich kolegów myśliwych: jegdteriery na dziki Ryśka Helm i jamnika Bajtka Edka Kawczyńskiego, ukochaną Dorcię – Gończego Polskiego Andrzeja Szczepińskiego i odważne teriery Tomasików. Wspominam psy bohaterskie, te które tylu ludzi uratowały, i te które darzą nas niezwykłą miłością i oddaniem, jak mój mały Czok – Misiek ukochany. Znacie przecież ten skowyt szczęścia, gdy wchodzicie do domu i pieski was witają, gdy zanoszą się szczęściem, że jesteśmy wreszcie razem. Za największą nagrodę wystarcza im gest ręki i dobre słowo. Nie ma już mojego Miśka, odszedł do psiego nieba tak nie dawno. Pozostawił po sobie pustkę i dręczącą ciszę. Zmogły go ciężkie choroby i starość, która nikogo nie minie. Ale kiedy myślę o nim, że już nic go nie boli i nie cierpi, to czuję ogromną ulgę, a jednak trauma która pozostała w tęsknocie – nie mija. Jest ze mną ciągle, we dnie i w nocy, w dobrych i złych chwilach – tak jak był przez całe swoje życie- powiernikiem i częścią mojej duszy. Też często z nim rozmawiam: Misiaczku już nic cię nie boli i nie cierpisz, śpisz i śnisz, że jesteś ze mną , bo to prawda. Usnąłeś w moich ramionach i na zawsze już pozostaniesz ze mną. Może czas, najlepszy lekarz, złagodzi kiedyś ból rozstania. Teraz odpoczywa po zmaganiach życia razem z Dunajem i Fatimą i Murą – jest razem ze swoja rodziną, a św. Hubert błogosławi im szczęśliwymi łowami w swojej krainie. Wspominam też te biedne, zamęczone stworzenia: wyrzucane z samochodów, przywiązywane do drzewa, porzucane, niechciane, bite i poniewierane, oddawane do schronisk, nie kochane. Niechże im św. Hubert wynagrodzi za wszelkie męki, trwogi, zniewagi i nieszczęścia.-Pamiętam jak kiedyś dziecko zapytało księdza czy można się modlić za kotka, który zaginął. Mądry ksiądz odpowiedział, że trzeba. I kotek się odnalazł. Albo piesek, który przez lata czekał na swego pana na rogu ulicy; pan dostał zawału i nie wrócił. Piesek doczekał się pomnika od mieszkańców miasta za swą bezgraniczną miłość i przywiązanie. Święty Franciszek wszelkie stworzenie uważał za swych Braci Mniejszych, a nasz Proboszcz ksiądz Józef Drozd błogosławił naszym psom myśliwskim po Mszy Świętej Hubertowskiej.

W Dzień Zaduszny pamiętajmy o naszych Przyjaciołach Domownikach – Pieskach, które po wiernej, pełnej oddania i miłości służbie, odeszły już do sfory Świętego Huberta w Krainie Wiecznych Łowów.

Z okazji zbliżającego się Dnia Patrona myśliwych i leśników – św.Huberta, życzenia wielu Jego łask i wszelkiej pomyślności sympatykom łowiectwa i myśliwym– szczególnie tym, którzy ukochali psy – Darz Bór.

Mirosław Jerzy Więckowski