Narodowe perypetie z dostępem do broni palnej

     W ostatnim czasie w związku z konfliktem na Ukrainie, w środkach masowego przekazu często poruszanym tematem jest nasza zdolność do obrony państwa przed ewentualnym agresorem. Przeczytać można o nowych zakupach broni i o projektach z tym związanych, znaleźć można wypowiedzi pozytywne, ale i krytyczne o stanie naszej armii, itp.

     Ewenementem zapewne były wypowiedzi niektórych polityków co do możliwości wykorzystania do obrony kraju myśliwych skupionych w Polskim Związku Łowieckim.

    Z pozoru tego typu wypowiedzi można zakwalifikować jako kiepski żart. No bo jak to ?

     Z jednej strony nowoczesne systemy rakietowe typu Iskander, czołgi, helikoptery, a z drugiej podstarzały myśliwy z dwururką. Każdy kto chociaż trochę interesuje się historią wojskowości wie doskonale że większość operacji wojennych składa się z dwóch etapów, oczywiście w dużym uproszczeniu. Pierwszy etap to zajęcie terytorium, drugi to jego pacyfikacja. W pierwszym etapie w dzisiejszych czasach użycie ręcznej broni jest siłą rzeczy mocno ograniczone, za to w drugim jak najbardziej.

     Jest nas polskich myśliwych na dzień dzisiejszy ponad 116 tysięcy, czyli tyle samo, a nawet więcej jak liczy nasza armia. Wielu z nas posiada nienajgorszą broń. Przecież myśliwski sztucer z lunetą niewiele się różni od karabinu strzelca wyborowego. Broń myśliwska może z powodzeniem służyć do obrony naszych domostw i rodzin. Problemem jest niestety nasze rozproszenie po całym kraju, brak organizacji i przeszkolenia, ale przede wszystkim to że do broni palnej z cywilnych osób mamy dostęp tylko my, ewentualnie sportowcy i to na specjalnych warunkach. Tak nie powinno być. Restrykcyjna polityka naszych władz w dostępie do broni skutkuje tym że jesteśmy społeczeństwem kompletnie rozbrojonym. Zajmujemy w świecie 11 pozycję od końca w jej posiadaniu. Na 100 obywateli przypada w Polsce zaledwie 1,3 szt. broni. A jak jest w innych krajach europejskich ? No więc w Szwajcarii i Finlandii jest ponad 45 sztuk, w Serbii i na Cyprze ok. 37 sztuk, w Szwecji, Norwegii, Francji, Austrii, Niemczech, ponad 30 sztuk. Nawet państwa byłego bloku komunistycznego biją nas na głowę. Liderem są Czesi – 16 sztuk, Białoruś i Ukraina – po ok. 7 sztuk, Węgry – ok. 6 sztuk. Czy te dane nie szokują ? Ale żeby było ciekawiej to dodam że 18 listopada ubiegłego roku w Dzienniku Ustaw Federacji Rosyjskiej ukazało się rozporządzenie zezwalające obywatelom Rosji na posiadanie i noszenie broni palnej w celu samoobrony. To że nasze władze mają opory przed zliberalizowaniem przepisów w sprawie dostępu do broni dla zwykłych obywateli, nie jest dla mnie jakimś zaskoczeniem, za to nie rozumiem postawy przeciętnego Kowalskiego, który zapytany co myśli o powszechnym dostępie do broni, robi przerażoną minę i mówi że nie daj Boże, przecież połowa Polaków by się wystrzelała.  Zadaję sobie pytanie, czy jest jakaś granica ludzkiej, a może ściślej mówiąc naszej narodowej bezmyślności ? Rozumiem że taką opinię mogą o nas wyrażać nasi wrogowie, ale my sami o sobie…Inaczej mówiąc, wygląda na to, że większość z nas jest pijakami, awanturnikami, ludźmi nieodpowiedzialnymi, czy nawet niezrównoważonymi psychicznie, no może za wyjątkiem tych którzy broni nie lubią.

     Przykre że tego typu opinie trafiają się też i w naszym środowisku. Przykładem jest artykuł w ,,Łowcu Galicyjskim” w numerze pierwszym z tego roku. Otóż w artykule poświęconym omówieniu prac sejmowych związanych z nowelizacją Prawa Łowieckiego, autor, nawiasem mówiąc wysoko postawiony działacz w okręgu przemyskim, dwie trzecie swojego artykułu poświęca udowadnianiu jakim błędem by było udostępnienie krótkiej broni myśliwym do celów łowieckich. Jak wiadomo w projekcie przygotowywanej w tym roku ustawy poselskiej jest uznanie krótkiej broni palnej o energii pocisku u wylotu lufy nie mniejszej niż 400 J, za broń myśliwską służącą do dostrzeliwania postrzałków i redukcji drapieżników schwytanych w pułapki żywołowne. Chciałbym tu wyjaśnić że krótka broń przeznaczona do celów łowieckich jest obecnie w użyciu w wielu krajach i nie jest to jakieś novum, ponieważ i w przeszłości była częstym uzupełnieniem myśliwskiej broni długiej. Wielu łowieckich pamiętnikarzy w swoich wspomnieniach pisze o jej użyciu. Przykładem są wspomnienia generała Bronisława Grąbczewskiego w których pisze że ciężki dwulufowy pistolet z którym się na polowaniach nie rozstawał wielokrotnie ratował go z opresji. Broń krótka ze względu na swoje gabaryty jest bardziej ergonomiczna w sytuacji użycia jej w gęsto zakrzaczonym terenie, szczególnie przy podchodzeniu postrzałka i bardziej bezpieczna, bo można z niej oddać więcej niż jeden strzał w przypadku szarży ranionego zwierzęcia. Dodatkowym plusem jest to że można ją trzymać w jednej ręce, a w drugiej mieć latarkę, co ma niebagatelne znaczenie przy nocnych polowania na dziki.

     Przeciwnicy dopuszczenia krótkiej broni na użytek myśliwych argumentują że upowszechnienie jej i łatwość przenoszenia, oraz możliwość ukrycia ze względu na rozmiary, będzie skutkowało wzrostem przestępczości. Nie wiem na czym opierają swoje twierdzenia, bo na pewno nie na doświadczeniach krajowych, ponieważ nigdy, a szczególnie po wojnie nie dano nam szansy na posiadanie takiej broni i udowodnieniu że może być inaczej. Dowodem że są to próżne obawy jest przykład broni czarno prochowej dostępnej w Polsce bez zezwolenia od 2011 roku. Kto chce może taką broń kupować, strzelać na strzelnicy i aż dziwne że nikt się na nią nie rzuca, ludzie nie stoją za nią w kolejkach i nie słychać o przestępstwach z jej użyciem. A przecież jest to broń w skutkach nie mniej groźna od broni współczesnej.

     Dla niezorientowanych podam że skuteczność strzału z wojskowego karabinu francuskiego AN IX, o gładkiej lufie i zamku skałkowym, wynosiła 300 metrów, dwa razy skuteczniejszy był sztucer piechoty z gwintowaną lufą AN XII, a przecież to była broń z epoki wojen napoleońskich. Z podobnej broni, tyle że myśliwskiej polowano w Ameryce na bizony i niedźwiedzie, a w Afryce na słonie, nosorożce i bawoły. Pasjonaci strzelectwa mogą obecnie bez żadnych problemów wejść również w posiadanie replik broni wielostrzałowej, jak na przykład rewolwerów. Repliki tej broni to naprawdę groźna i skuteczna broń nie ustępująca wiele broni współczesnej. Bo w czym jest gorszy sześciostrzałowy kapiszonowy rewolwer kalibru 44, z lufą długości 6, czy 8 cali, z wymiennym bębnem, od popularnego w LWP i milicji sześciostrzałowego pistoletu P-64, kal. 9 mm na naboje Makarowa. Gdyby ktoś chciał dokonać przestępstwa to bez problemu kupuje ten pierwszy, który nie wymaga rejestracji, nie sieje łuskami i strzela bezpłaszczowymi pociskami. Dla tych którym wydaje się za duży, jest w ofercie mały dwulufowy Derringer kal. 45.

     My polscy myśliwi na co dzień udowadniamy że w swej masie jesteśmy grupą wyjątkowo odpowiedzialną jeżeli chodzi o używanie broni myśliwskiej. Przecież większość z nas używa jej w trudnych warunkach polowych, diametralnie różnych niż na strzelnicach. Stojąc na stanowisku nikt z nas nie jest ustawiony tyłem do miotu. A w miocie zwierzyny może nie być, ale na pewno jest naganka. Odmawianie myśliwym krótkiej broni i stawianie ich w rzędzie ewentualnych podejrzanych o dokonanie przestępstwa jest dla nas niesprawiedliwe, nie do zaakceptowania, a na dodatek obraźliwe.

     Posiadaczy broni w Polsce i tych którzy by ją chcieli posiadać dotyka szereg prawdziwie egipskich plag bynajmniej nie ułatwiających życia. Jedną z takich jest obowiązek posiadania specjalnych szaf i kaset na przechowywanie broni. Zrozumiałą jest rzeczą że broń powinna być zabezpieczona przed dostaniem się w ręce przypadkowych osób, czyli między innymi dzieci, podpitych uczestników koleżeńskich i rodzinnych spotkań itp. I do tego celu mogą służyć z powodzeniem każde w miarę solidne szafy stalowe, które można kupić w sklepie, albo zamówić prywatnie u rzemieślnika. I nie ma potrzeby by takie szafy były opatrzone odpowiednim atestem, jak to ostatnio jest wymagane. Każdą z tych atestowanych szaf jest w stanie otworzyć zawodowy przestępca za pomocą nieskomplikowanych narzędzi jak łom, łapka do wyciągania gwoździ, młotek i przecinak. A jeżeli nie da rady i ma mało czasu, to oderwie ją od ściany, lub od podłogi za pomocą łomu odpowiedniej długości i całą wraz z zawartością wyniesie. Inną z plag jest niesamowicie rygorystyczne podejście do spożywania alkoholu w przypadku posiadania broni przy sobie. Oczywiście nie podlega żadnej dyskusji obowiązek bycia trzeźwym podczas polowania, czy treningu na strzelnicy, ale przecież po polowaniu, czy treningu strzeleckim, broń jest rozładowana, spoczywa w futerale, jest zabezpieczona w zamkniętym samochodzie od którego się nie odchodzi. Co w takim razie stoi na przeszkodzi by wypić kieliszek, a nawet więcej doskonałej, przygotowanej na tę okazję nalewki ? Umiarkowane spożycie alkoholu po polowaniu to nie patologia, a stary obyczaj kultywowany nie tylko w Polsce ale i w większości krajów na świecie. Nawiasem mówiąc niezrozumiałą jest dla mnie rzeczą dlaczego w pewnych krajach europejskich jak Szwajcaria, Wielka Brytania, Włochy, Irlandia i Luksemburg, dopuszczalną granicą zawartości alkoholu we krwi przy prowadzeniu pojazdu jest 0,8 promila, w innych 0,5 promila (12 krajów), natomiast w Polsce tylko 0,2. Wypicie kieliszka wódki po polowaniu,  nawet jeżeli się nie prowadzi samochodu i broń jest pod opieką kierowcy myśliwego, może skutkować w razie kontroli policji cofnięciem zezwolenia na posiadanie broni. Czy to jest normalne i sprawiedliwe ? Przecież to się może zdarzyć każdemu nawet najbardziej uczciwemu człowiekowi który całe życie pracował na swój wizerunek i nagle spotyka go katastrofa która rujnuje mu życie, zabierając coś co było dla niego niezwykle ważne. Uważam że pozwolenie na posiadanie broni powinno się cofać tylko w przypadku popełnienia przestępstwa z użyciem tej broni. Do następnej plagi można zaliczyć obowiązkowe badania lekarskie i psychologiczne. Pół biedy kiedy są one przeprowadzane tylko za pierwszym razem, ale współczuję tym wszystkim którzy muszą im się poddawać co 5 lat. Kiedyś, o ile pamiętam, a jestem członkiem PZŁ od 1979 roku (jeszcze wcześniej miałem zezwolenie na broń sportową) żeby uzyskać pozwolenie na broń myśliwską, nie trzeba było przeprowadzać żadnych badań, wystarczyło być nie karanym i mieć dobrą opinię środowiskową, którą sprawdzanie poruczano dzielnicowemu. Było to proste, skuteczne, mniej stresujące i aż dziwne że to się działo w tej reżimowej PRL. Obecnie wielu kolegów, szczególnie starszych, którzy pragną nabyć dodatkową sztukę broni, rezygnuje z tego obawiając się że w wyniku badań mogą zostać pozbawieni dotychczasowo posiadanej broni, a tym samym przestać polować. Szczególne obawy dotyczą testów psychologicznych. Plagą również dotkliwą są kursy i egzaminy na dopuszczenie do posiadania broni organizowane przez Komendy Wojewódzkie Policji. Pytania egzaminacyjne są tak skonstruowane żeby mało kto mógł na nie odpowiedzieć nie popełniając błędu. Opłaty za kurs są wysokie, a egzamin poprawkowy tylko jeden i też płatny.

     Psychoza strachu przed szerokim dostępem społeczeństwa do broni palnej jest kreowana przez media. Najwięcej medialnych doniesień jest jak zwykle ze Stanów Zjednoczonych i nie jest to nic dziwnego przy tak licznej populacji (prawie 320 milionów  ludności) i dużym nasyceniu bronią (90 szt. na 100 obywateli). Niestety większość tych doniesień jest mało rzetelna i na dodatek stronnicza. Nie informuje się na przykład że najwięcej przestępstw z użyciem broni palnej jest w tych stanach w których dostęp do broni jest mocno ograniczony. Co ciekawe że dzień w dzień na drogach całego świata giną setki, jeżeli nie tysiące ludzi w wypadkach samochodowych i dziwne że nikt nie żąda ograniczenia produkcji i sprzedaży samochodów. Broń jest narzędziem jak każde inne i od człowieka zależy jak zostanie użyta i z jakim skutkiem. W większości przypadków pełni niezwykle skuteczną funkcję odstraszającą potencjalnego napastnika. A że zdarzają się postrzelenia, no cóż tego się nie uniknie i to trzeba wpisać w ryzyko którego skutki i tak będą dużo mniejsze niż brak tej broni w rękach społeczeństwa. Nieodparcie nasuwa się pytanie, jak by wyglądała nasza sytuacja w 1939 roku gdybyśmy posiadali osobistą broń, podobnie jak Szwajcarzy i Amerykanie ? Czy pozwolilibyśmy żeby nas rozstrzeliwano ? Czy dalibyśmy się łapać i wywozić jak bydło w wagonach towarowych, lub mordować w okrutny sposób na Wołyniu?

     A może by wcale do tej wojny nie doszło ? Jest takie powiedzenie że historia lubi się powtarzać. Mnie się wydaje że nie tylko lubi, ale ona się wciąż powtarza i to z jakąś zadziwiającą regularnością.

     Złagodzenie restrykcyjnej polityki i chociaż częściowe udostępnienie broni palnej społeczeństwu wpłynęłoby pozytywnie na finanse naszego państwa. Przecież broń i amunicja jest w Polsce obłożona podatkiem VAT i to wcale niemałym (w USA jest tylko 8 %) Społeczne zapotrzebowanie na broń skutkowałoby krajową produkcją i nowymi konstrukcjami które w przyszłości mogły by być oferowane na rynek zewnętrzny. Tak przecież robią Czesi, którzy potrafią swoją broń sprzedawać na całym świecie. Iluż polskich kolekcjonerów i nie tylko, chciałoby posiadać legendarnego polskiego VIS-a, którego produkcję można by wznowić bez specjalnych chyba problemów.

     Szerszy dostęp do broni to jednocześnie rozwój strzelectwa, a co za tym idzie budowa nowoczesnych strzelnic na terenie miast i gmin. Wiele tych obiektów zapewne by powstało za pieniądze prywatne. Strzelectwo mogło by się z czasem stać w Polsce sportem narodowym. Uważam że sportem strzeleckim powinno się zainteresować młodzież, która obecnie nie ma zielonego pojęcia o broni, bo też nikt jej tego nie uczy. Kiedyś we wszystkich szkołach średnich w ramach przedmiotu ,,Przysposobienie obronne” było prowadzone obowiązkowe szkolenie strzeleckie. Niestety z jakichś powodów ten przedmiot został zniesiony.

     Zdaję sobie sprawę że to co w tej chwili piszę, wielu uzna za mrzonki i marzenie ściętej głowy. Ja jednak wierzę że rozsądek zwycięży i ta restrykcyjna polityka będzie stopniowo łagodzona, a przeciwnicy dostępu do broni staną się z czasem jej zwolennikami.

     Tym najbardziej zaciekłym przeciwnikom którzy się boją broni i do których nie docierają żadne argumenty mogę z pewną dozą złośliwości przytoczyć słowa Zygmunta Freuda: ,,Lęk przed bronią świadczy o niedojrzałości emocjonalnej lub o problemach seksualnych.

                                                                      Marek Libera